wtorek, 28 stycznia 2014

Gaiwan, też chce!



Tak, widać mój szklany gaiwan nie mógł się doczekać swoich pięciu minut na blogu i zmusił mnie do zastosowania właśnie jego.

Wszystko zaczęło się do tego, iż chciałem odnowić swoją znajomość z Tajwańskim oolongiem o nazwie King Hsuan. Dostałem go kiedyś gratis. Pamiętam, że zasmakował mi więc ostatnio kupiłem go by móc dalej rokoszować się nim.

Było późne popołudnie, mróz na zewnątrz, śnieg sypie, więc pomyślałem, że to czas na naszego króla.
Wymyśliłem sobie parzenie go w moim szklanym dzbanuszku o pojemności ok 600ml przez ok 1,5 minuty,                                 w temperaturze 85°C (Takie były zalecenia na etykiecie). Użyłem 5g suszu.

Efekt: napar był niedobry, nie smakował mi, zdecydowanie za mało smaku i aromatu. Smakował jak woda z jakimiś ledwo wyczuwalnymi nutkami tego oolonga jakiego pamiętałem.


I tak przekonałem się, że oolongi= małe naczynko, mało wody, na scenę musiał więc wkroczyć gaiwan (mój również szklany).


Naczynko: szklany gawian (100ml)
Ilość suszu: ok 5g
Temperatura wody: ok. 85°C


Oczywiście najpierw ogrzałem gaiwan gorącą wodą.
Następnie przepłukałem herbatkę zalewając ją wodą o temperaturze ok.
85°C, chwilkę zamieszałem i wylałem wodę.(cały zabieg trwał ok 10 sekund).

Listki: zielone nieregularne zwinięte kuleczki
Parzenia: I  50s   II 30s  III 50s  IV 1min 20s V 2min
Kolor naparu: blado żółty, a dookoła ścianek lekko różowy.
Smak i aromat: kremowy, trochę mleczny, kwiatowy i słodki



 Po zaprzeniu liście znacznie zwiększają swoją  objętość.




Przed parzeniem.
Po parzeniu.














 i taką herbatkę to można pić i pić i pić...

2 komentarze:

  1. Herbata wygląda ciekawie, nie słyszałam o niej wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na pewno jest godna uwagi, a dostępna jest na eherbata.pl

      Usuń